czwartek, 11 września 2014

Rozdział 3

Usiadłem wygodnie na kanapie, założyłem nogę na nogę i zacząłem się wsłuchiwać w historię Emily. - Mój ojciec, James Moon był dobrym człowiekiem. Zawsze się nami opiekował i miał powodzenie w pracy jako ordynator chirurgii. Pewnej nocy niespodziewanie wyszedł, mówiąc, że zapomniał wziąć czegoś ważnego ze szpitala. Wyglądał na zdenerwowanego i wyruszył tam około północy. Gdy minęły dwie godziny zaczęliśmy się niepokoić, gdy nie wracał do domu. Postanowiliśmy jednak nie siać paniki i uznaliśmy, że zjawi się jutro. Nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego o ósmej trzydzieści wujek Steven przyszedł do naszego domu ze złymi wieściami. Na jego twarzy widać było smutek i przygnębienie „Rose, Emily, mam złe wieści i może to wami wstrząsnąć… James nie żyje” wtedy to były jego pierwsze i ostatnie słowa po, których cała nasza czwórka rozpłakała się na dobre. Nie chcę sobie przypominać co było dalej. Wiem tylko, że mój wujek nigdy nie rozwiązał sprawy, choć bardzo się starał, a mojego ojca, jego brata znaleziono martwego w pokoju lekarskim. Podobno miał kilkadziesiąt ran od cięć wieloma nieznanymi narzędziami, a w ustach śmierdzącą, chemiczną truciznę. Niektórzy twierdzili, iż popełnił samobójstwo, ale nawet trudno było ustalić co było przyczyną zgonu… - przerwała – przepraszam, zapędziłam się. Nie powinnam więcej o tym mówić, a poza tym nie potrafię. Taka retrospekcja przywołuje złe wspomnienia – najpierw nic nie powiedziałem, tylko myślałem co ta biedna rodzina mogła wtedy przeżywać. Nabrałem dużo powietrza w płuca i głośno wypuściłem powietrze z ust.
- Rozumiem, ja nawet nie wiem co to uczucia, bo nie pamiętam swojej rodziny. Co do twojego ojca uważam, że nie mógł popełnić samobójstwa, ponieważ przy tak dużym zdenerwowaniu musiał przeżywać stres z powodu spotkania z osobą trzecią – czemu ja wale takie głupoty, wtedy gdy są niepotrzebne. Przez to Emily spojrzała na mnie przekręcając głowę.
- Co powiedziałeś?
- Ja… ale… nie nic, nie słuchaj mnie – próbowałem wybrnąć z niezręcznej sytuacji odwracając swój wzrok w inną stronę. Resztę dnia przesiedzieliśmy w ciszy, a wieczorem gdy Emily przedstawiła mnie swojej matce jako bliskiego kolegę i swojemu rodzeństwu, Jane i Kate, zasiedliśmy przy kolacji, gdzie musiałem po raz kolejny nawymyślać sporo fałszywych informacji o sobie. Emily przydzieliła mi wolny pokój, a sama położyła się w swoim łóżku i prawdopodobnie od razu zasnęła. Przez kolejne pół godziny siedziałem na łóżku, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu nie byłem ani trochę zmęczony. Targały mną różne emocje jak złość, przyjaźń. Tak, byłem zły, bo nie wiedziałem kto wyczyścił mi pamięć łącznie z imieniem. Czy wtedy wydarzyło się coś co przysporzyło mi kłopotów? A może to ja sprawiłem komuś przykrość? Drzwi od mojego pokoju uchyliły się lekko. Przestraszony spojrzałem w tamtą stronę, jednak w ujrzałem tam tylko dwie małe dziewczynki ubrane w kolorową piżamkę. Szybkim ruchem ręki zaprosiłem je do środka widząc, że mają do mnie jakąś sprawę. Weszły niepewnie, a jedna z nich trzymała w rączce brązowego pluszaka.
- Przepraszamy panie Oliverze, nie chciałyśmy pana budzić.. – zaczęłam Kate niepewnie
- Nic nie szkodzi i tak nie spałem. Jade, Kate, coś się stało? – zapytałem spoglądając obydwu prosto w niebieskie oczy.
- My tylko chciałybyśmy wiedzieć ile pan z nami zostanie, bo my… bardzo pana polubiłyśmy panie Dixon… - zaśmiałem się lekko
- Po pierwsze nie nazywajcie mnie „pan”, to brzmi jakbym był starym dziadkiem, mówcie mi po imieniu. A odpowiadając na wasze pytanie, zostanę jak najdłużej będę mógł – uśmiechnąłem się – od kogo dostałaś tego misia Jade?
- Od taty
 - Na pewno bardzo was kochał… - nie zdążyłem dokończyć zdania, gdyż moje drzwi ponownie się uchyliły, lecz tym razem stała w nich dorosła kobieta. Lucy Moon, osoba którą niedawno poznałem przy kolacji. Wbiła swój wzrok w sześcioletnią dwójkę, która posłusznie wyszła z pokoju, lecz kątem oka popatrzyły na mnie z zadowoleniem. Ich matka skinęła głową w moją stronę przepraszając mnie za jej dzieci i cicho zamknęła za sobą drzwi pozostawiając mnie samego. W ciągu następnych pięciu minut udało mi się zasnąć. Zbudziłem się słysząc czyjś ciepłe słowa melodyjnej piosenki oraz woń świeżych jajek smażonych na patelni. Z wielkim trudem podniosłem swoje cztery litery, aby udać się do toalety. Pierwszy ruch jaki zrobiłem wchodząc do niej, to zakryłem sobie ręką usta i wybałuszyłem oczy na widok rozciągający się przede mną. Naprzeciwko mnie stała postać, a dokładniej moje własne odbicie. Przecież przez ten cały czas, nawet nie wiedziałem jak wyglądam. Ujrzałem tam szczupłego, silnego blondyna z lekką grzywką opadającą mi na czoło. Twarz była zaskakująco szczupła, zaś oczy były nadzwyczaj jasno-zielone, prawdopodobnie bardzo rzadkie i niespotykane. Wszystko to opierało się na silnych ramionach i wysportowanej sylwetce. Byłem tak obrzydliwie przystojny, że przez chwilę przeszło mi przez myśl, iż to wyłącznie za moją posturę Emily wyciągnęła mnie z komisariatu. Postanowiłem na jakiś czas wstrzymać się z tym pytaniem i zaczekać na odpowiedni moment. Ubrany już zszedłem po schodach wciąż wysłuchując piękną melodię słów wydobywających się z ust mojej wybawczyni. Zastałem skromnie przygotowane śniadanie oraz trzy siostry. Emily spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczyma.
- Ładnie śpiewasz
 - Żartujesz, prawda? – zagadnęła unosząc jedną brew do góry
- Nie śmiałbym. Naprawdę śpiewasz jak prawdziwa profesjonalistka – zarumieniła się i bez słowa wskazała mi wolne miejsce przy stole, pomiędzy Kate i Jade. Te udając, że mnie nie widzą wbiły wzrok w swoje talerze. Nie odzywaliśmy się do siebie przez dłuższą chwilę, gdy znienacka Emily zagadnęła.
- Po śniadaniu chciałabym przejść się z Kate i Jade na plac zabaw. Może do nas dołączysz? – akurat miałem napchane usta jajecznicą, więc czym prędzej ją przełknąłem, prawie się dławiąc i zwróciłem jasno-zielone oczy na szatynkę.
- Jasne, czemu nie. Chętnie się z wami przejdę! – przytaknąłem i wstając odłożyłem pusty już talerz do zmywarki. Kolejne dziesięć minut zajęły nam przygotowania do wyjścia na świeże powietrze. Wychodząc było spokojnie. Za spokojnie. jak gdyby zaraz coś miało się wydarzyć. Widocznie stałem się bardzo wrażliwy na otoczenie i pustkę na ulicy, która nawet mnie irytowała. Szliśmy powoli i od czasu do czasu słyszałem śmiech sześciolatek, lecz nic poza tym. Powiedziałem to zbyt szybko, bo to co ujrzałem mijając kolejny zakręt, przerastało wszelkie moje wyobrażenia.




        Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. Pszepraszam was, że tak długo zwlekałam z tym rozdziałem.   Ci co nieposiadają konta mogli zauważyć, iż wcześniej nie mogli komentować. Teraz mogą robić to już wszyscy, więc zachęcam do wyrażania swoich opini. 

sobota, 30 sierpnia 2014

Liebster Award

Za nominację dziękuję Croyance Wertus ;)
Na czym polega Liebster Award? Od nominującego dostajemy zestaw 11 pytań, na które opowiadamy w poście. Nominujemy kolejne 11 osób i wymyślamy 11 pytań, na które wymienione osoby mają odpowiedzieć.

Pytania:

  1. Jaki jest wasz ulubiony paring Potterowski?
Mój ulubiony parring Potterowski to Dramione
2. Ulubiona książka (nie "Harry Potter")?
A ulubionej książki nie posiadam jest ich wiele do przeczytania oraz wiele z nich mi się podoba
3. Jakie macie hobby, co robicie w wolnym czasie?
Moje hobby to muzyka, tutaj granie na skrzypcach i oczywiście pasjonuje się w pisaniu róznego rodzaju opowiadań
4. Ulubiony film?
Kiedyś nie miałam ulubionego filmu, ale myślę, że teraz jest nim trylogia Hobbita
5. Jaki macie znienawidzony przedmiot w szkole?
To pytanie nie jest dla mnie trudne. Oczywiście, że matematyka
6. Macie jakieś zwierzątko? Jeśli tak to jakie?
Nie jakieś szalone i wybitne, ale mam rybki w akwarium
7. Od jakiego czasu piszecie opowiadania?
Praktycznie zaczęłam bazgrolić coś już w podstawówce
8. Do której klasy idziecie od września?
Bardzo nie chcę, ale do trzeciej gimnazjum
 9. Jaka jest wasza ulubiona piosenka? 
Nie mam ulubionej muzy. Słucham co mi wpadnie w ucho 
10. Ukochana maskotka z dzieciństwa to...?
Misiek, którego nazywałam czarnuch :p 
11. Jakie miasto/kraj chciałabyś zwiedzić? 
Jeśli mogę wymienić dwa to Londyn i Niemcy

Moje pytania:

1. Czy wierzysz w duchy?
2. Czy doznałeś/aś już pierwszego zauroczenia?
3. Kim chciałbyś/chciałabyś być w drugim życiu?
4. Jakie jest twoje ulubione zwierzę?
5. Co sprawia, że czujesz się szczęśliwa/y?
6. Co cię podkusiło, aby założyć bloga?
7. Ile masz stron na facebooku? (jeśli masz)
8. Jakie jest twoje hobby?
9. Wierzysz w koniec świata?
10. Posiadasz swojego ulubionego aktora?
11. Jaka jest twoja ulubiona książka?

Nominuję:

1. MalikDrug
2. Agata Krzewina
3.Um Sashi
4. Patrycja Horan
5. London Baby
6. Felippe
7. Nika 
8. Rainbow Shadow
9. Natea
10. Agnieszka Szczecina
11. Julietta Stępień

Mam nadzieję, że weźmiecie udział w zabawie a pytania wam się spodobają :D

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 2

Komisariat. Teraz już wiem, że będzie to moje najbardziej znienawidzone miejsce ze wszystkich. Gdy postawiłem pierwszy krok przez próg od razu w powietrzu zaczęła unosić się nieprzyjemna woń facetów w mundurach ogarniających całe to pomieszczenie. Nie wiedziałem kim są, ani czy mi pomogą, dlatego wolałem trzymać się swojej teorii. Posadzili mnie na krześle w jakimś niewielkim pomieszczeniu oddzielonego od wszystkich innych stanowisk i uwolnili moje ręce. Musiałem czekać jakieś pięć minut na tajemniczego inspektora, a gdy wszedł spojrzał się na mnie krzywo i z obrzydzeniem. Nie wiedząc co robić uczyniłem to samo, a on ze zdziwieniem uniósł jedną brew do góry.
 - Więc – zaczął, gdy zasiadł i oparł się o swoje wygodne krzesło – jak masz na imię chłopcze? – milczałem. Jego ton nie był zachęcający, abym miał udzielić mu jakichkolwiek informacji. Zresztą nawet nic o sobie nie wiedziałem – widzę, że nie jesteś za bardzo rozmowny to zacznijmy inaczej. Byłeś pijany, czy pamiętasz co się stało zanim znalazłeś się pod placem budowy?
- Nic ci nie powiem, bo nic nie wiem. Nie znam swojego imienia – odburknąłem z pogardą
- Bardzo śmieszne, ale powiedz jak się nazywasz dobrze? Oszczędzisz mój i swój czas
- Inspektor zadał ci pytanie, odpowiadaj! – wtrącił się drugi mundurowy, który stał za mną. Musiałem szybko wybrnąć z tej sytuacji i znaleźć sobie jakieś imię. Powędrowałem moimi oczami do tablicy widniejącej za inspektorem i pierwsze imię jakie dostrzegłem to
- Oliver
 - Nazwisko?
- Dixon – pierwsza głupota jaką palnąłem. Nawet nie wiedziałem czy takie nazwisko istnieje, ale język tak bardzo mi się splątał, że wymyśliłem pierwsze lepsze słowo. Na moje szczęście facet nie zareagował jakoś nadzwyczajnie.
- Gdzie mieszkasz? – nie musiałem nawet myśleć, bo przesłuchanie przerwał telefon, a policjant ze złością przyłożył go do ucha i jakby nigdy nic odłożył z powrotem. Przed oczami mignęła mi blondynka z niebieskimi oczami. Myślałem, iż mi się przewidziało, ale nie. Otworzyła drzwi jak najszerzej się dało i z jej ust padły trzy słowa skierowane do inspektora. 
 - Wujku musimy porozmawiać
 - Proszę cię, teraz jestem w trakcie przesłuchania…
- Teraz! – usłyszałem w jej głosie stanowczość i zdecydowanie. Poczułem, że może być ona moją jedyną szansą. Twarz miała poważną, ale czułem przez skórę, że na co dzień jest zawsze uśmiechnięta i nigdy nie wpada w złość z byle powodu. Nie, nie! Skąd ja to wszystko wiedziałem? Moja głowa znów szwankuje i nie wie co głupszego wymyśleć. Teraz trzeba by pomyśleć nad ucieczką, a nie nad fałszywymi uczuciami do pierwszej lepszej dziewczyny z humorkiem. Myśląc o tym nawet nie zauważyłem kiedy zostałem w pomieszczeniu tylko z jednym gliną. Przechodząc się po gabinecie, czasami zerkał na mnie czujnie jakby myślał, że mam zamiar zrobić coś szalonego. Na przykład wyskoczyć przez okno. Nie mierzyłem się z nim, ale na oko był większy i potężniejszy ode mnie. Zamiast masy miał kilka mięśni i mordercze spojrzenie w oku. Za drzwiami widziałem rozmowę blondynki z inspektorem. Właściwie to ona mówiła nie dając mężczyźnie dojść do słowa. Zaraz potem zdenerwowany wkroczył do gabinetu i wskazał na mnie palcem.
- Ty, wychodzisz – ze zdziwieniem otworzyłem usta
- Ja? – wskazałem na siebie palcem niedowierzając
- Tak ty, mądralo do ciebie mówię – wstałem i stanąłem oko w oko ze średniego wzrostu szatynem – to jest Emily Moon, moja siostrzenica. Odprowadzi cię, a tymczasem jesteś wolny – nie mogłem jeszcze uwierzyć, że te męki już mnie ominęły i czyjeś ciepłe ramiona ratują mnie od składania zeznań, które wymyślam na poczekaniu. Marzyciel ze mnie. Przecież ja nic nie wiem o tych ludziach. Jedyne co, to imię tej nowo poznanej dziewczyny. Nie przedstawiłem się jej tylko powitałem ją skinięciem głowy i lekkim, wymuszonym uśmiechem. Wyszedłem za nią starając się nie obracać głowy i nie patrzeć w stronę inspektora. W każdej chwili mógł mnie z powrotem przywołać do swojego biurka i gruntownie przesłuchać. Świeże powietrze. To jest to czego mi trzeba. Zważając na ciepłe poranne słońce, oświetlające nas z góry wnioskowałem, że jest lato. Poczułem na sobie jej wzrok.
- Nazywasz się Oliver? – zagadnęła
- Dixon, Oliver Dixon tak. Dlaczego pytasz?
- Wszystko ci powiem na miejscu. Masz rodzinę… przepraszam, nie powinnam pytać przecież ledwo co mnie znasz – spuściła wzrok i wbiła go w podłogę
- Nie to nic, naprawdę. Wydajesz się bardzo miła i szczerze mówiąc nie pamiętam mojej rodziny. Nic nie pamiętam i przyrzekam ci, że na pewno nie jestem pijakiem jak wszyscy sądzą. Szukam tylko kogoś kto powie mi kim jestem – moja wypowiedź nie była zbyt przekonująca, ale musiałem komuś powiedzieć. Musiałem się wyżalić oraz znaleźć pomoc.
- Wierzę ci, naprawdę – od razu od wypowiedzenia przez nią tych słów, pierwszy raz spojrzałem jej w oczy. Serce zabiło mi szybciej. Ona mi wierzy? Nie możliwe. Można powiedzieć, że jestem w ty bagnie jakieś pół dnia i już napotykam pierwszą lepszą blondyneczkę imieniem Emily, która twierdzi, że mi wierzy. Nie kupuję tego. Przynajmniej na razie. Jednak w tej chwili jest jedyną pomocną osobą, a spojrzałem w jej oczy, aby dowiedzieć się czy nie kłamie. To jedyny sposób w jaki mogłem się dowiedzieć. Szybko odwzajemniła spojrzenie gdzie nie dostrzegłem, ani krzty kłamstwa. Jej włosy zaczęły mienić się w ciążącym na mieszkańcach upale, a oczy zdawały się mówić. Nie odrywając wzroku zmieniłem temat.
- Gdzie idziemy?
- Do mojego domu. Mówiłeś, że podobno nie pamiętasz rodziny, więc chcę dać ci dom dopóki jej sobie nie przypomnisz – wiedziałem, że to będzie głupie gdy zapytam gdzie się znajdujemy, więc jak na razie siedziałem cicho. Nie przypominałem też sobie tego miasta. Wielkie kilkumetrowe budynki, większość ze szklanymi szybami i zakładam, że mają więcej niż dwadzieścia pięter. Miałem na głowie masę pytań, ale postanowiłem zostawić je sobie na kiedy indziej. Napawałem się chwilą jakbym znalazł dawną przyjaciółkę z przed kilku lat i jak gdyby nigdy nic wracamy razem do wspólnego domu. I rzeczywiście. W miejscu, w którym się znaleźliśmy stało kilka większych domów koło siebie w bezpiecznej odległości. Jeden, do którego zmierzaliśmy był dużo większy od pozostałych i posiadał sporo wolnego miejsca. Przekraczając próg nie czuło się już takiego smrodu jak na komisariacie. Wręcz przeciwnie, wszędzie pachniało kwiatami i zabójczą czystością, a czym bardziej byłem zdumiony, szczęściem. Mnie to szczęście opuściło zapewne kilka lat temu lub czemu nie mogę zaprzeczyć, pół dnia temu.
- Proszę, rozgość się i czuj się jak u siebie w domu – i taka miła? Nie ufam takim ludziom, nie jestem typem, który da innym zrobić z siebie marionetkę i pozwala sobą manipulować. Nie okazywałem tego, wolałem to zachować głęboko w sercu. Ale pomimo ciszy jaka nastała, przerwałem ją i spytałem.
- A więc, Emily – zacząłem niezręcznie – mieszkasz tutaj sama czy z rodziną?
- Z matką, dwiema młodszymi siostrami i wujkiem Steven’em, którego już poznałeś
 - A ojciec?
 - Nie mam ojca, zmarł kilka lat temu.
- Przykro mi nie wiedziałem – przejąłem się dostając nieprzyjemnego skurczu w żołądku i odrywając wzrok od wielkiego obrazu, zajmującego jedną czwartą korytarza.
 - To nic, mogę ci opowiedzieć historię jak zginął jeśli masz ochotę i nie boisz się słuchać o przemocy – uniosłem jedną brew do góry ze zdziwieniem, że jest naprawdę chętna, aby przedstawić mi ową historię.
 - Chętnie posłucham – przyznałem



Mam nadzieję, że was nie zanudzam  i zachęce do następnego rozdziału. Ten udało mi się wstawić po dwóch dniach, ale jeszcze nie wiem jak będzie z kolejnym. Dla tych, którzy na bierząco chcą wiedzieć o nowych rozdziałach, zapraszam na mojego facebooka  Shiva i dzięki za poprzednie komentarze. Naprawdę dodają mi sił i motywacji

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 1

Zacznijmy może od początku. O czym ja znowu myślę, nie ma żadnego początku. Przede mną jest czarna przestrzeń, a ja nawet nie wiem co się dzieje z moim ciałem. Czy jestem w niebie? Nie, raczej nie. Okej, dobrze, zacznijmy jeszcze raz. Jak mam na imię? Może to będzie mniej skomplikowane i mimo tego, iż patrzę na ogarniającą mnie czerń z każdej strony uda mi się jakoś zabłysnąć. Zaraz, jestem chłopakiem, dziewczyną, kobietą czy mężczyzną? Nie ważne imienia i tak nie pamiętam, a tym bardziej nazwiska.
- Otwórz oczy, głupcze – skąd ten głos dobiegł. Kim on jest? Bez przekonania postanowiłem zapytać. - Kim jesteś i dlaczego mam cię słuchać? Co to znaczy, ledwie wiem kim sam jestem! – starałem się opanować swój głos, ale byłem za bardzo stanowczy. Nie wiem dokładnie czy siedziałem w jakimś bagnie po uszy, lecz potrzebowałem pomocy.
- Rób co mówię chłopcze. Otwórz je.
- Czyli to wszystko jest snem? Zaczekaj, powiedziałeś chłopcze? Może jeszcze wiesz jak mam na imię? – nie otrzymałem odpowiedzi. Ani po minucie, ani po pięciu minutach. Znów byłem sam. Jedyna cenna rzecz, jaką udało mi się dowiedzieć, to płeć. Potem wszystko zaczęło się trząść i nie sposób było tego opanować.
- Otwieraj je! – wrzasnął po dziesięciu minutach głos i nie było już tej ciemności co kilka minut wcześniej. Wręcz przeciwnie, zacząłem dostrzegać kolory. Najpierw szare, a następnie pojawił się cały obraz. Jeśli mi się dobrze wydaje to byłem w środku jakiegoś niedokończonego budynku. Bałem się poruszyć, zupełnie jak małe dziecko, gdy nie wie co się wokół niego dzieje. Smak whisky na moich wargach świadczył o tym, że coś się wcześniej działo lub w co nie chce mi się wierzyć, jestem pijakiem. Kolejny wniosek, jaki wyciągnąłem z moich kilku chwil nazwijmy to, życia jest zbliżająca się postać o dziesięć stóp wyższa ode mnie. Może dlatego, że moja pozycja była na wpół leżąca, a ciało bezwiednie opierało się o zimny słup bez jakiegokolwiek życia.
 - Znowu! Ileż można, powiedz mi ilu was jeszcze jest hę?! Nie ważne, nie odpowiadaj dzwonię na policję – otworzyłem usta, ale przecież nie wiedziałem nawet co mam odpowiedzieć. Czego ten człowiek ode mnie chce? W głowie zaczęło mi szumieć od pytań bez odpowiedzi. To pierwsza normalna osoba, którą spotkałem, a on ma już do mnie tyle pytań. Ja sam nic nie wiem o sobie, a facet sugeruje, iż „nas” jest więcej. Wydawał się wściekły, gdy naciskał na słowo policja. Możecie brać mnie za głupka, ale nie wiem nawet co to słowo oznacza. Czy ci ludzie mi pomogą? Może wreszcie znajdę kogoś lub coś co pomoże dowiedzieć mi się w jakim świecie żyję i komu mogę ufać. Jednego jestem pewien na sto procent. Tak samo jak wcześniej nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Mężczyzna jak mi się wydawało w średnim wieku stał nade mną i nie spuszczając mnie z oka zaczął burczeć pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Ja za to trochę śmielej zacząłem się sobie przyglądać. Moje nogi przykrywały luźne, szare dresy, a górę biała bluzka z długim rękawem poplamiona do tego stopnia, że jej kolor zmienił się z białego w zieloną. Poczułem również nieprzyjemny odór wydobywający się z mojego ciała.
- Co się stało? – zagadnąłem do siebie patrząc na czarne jak węgiel ręce. Mężczyzna o siwych włosach myślał, że te słowa były skierowane do niego, ale zanim zdążył mi odpowiedzieć jego uwagę przykuł granatowo-biały samochód z kolorowymi światełkami na dachu. Wyszli z niego dwaj umundurowani mężczyźni i spoglądając w moją stronę żwawym krokiem podeszli i otoczyły z zainteresowaniem moją osobę.
- To pan do nas dzwonił? – spytał mundurowy siwego mężczyznę
- Tak to ja, panowie pomóżcie! Już czwarty raz znajdujemy na placu budowy pijaków takich jak ten tutaj
 - Niech się pan uspokoi i wraca do swoich obowiązków, my się już nim zajmiemy – nie do końca zdawałem sobie sprawę czego właściwie ci ludzie ode mnie chcą, lecz ci dwaj mieli miny jakby zobaczyli przejechanego kota na środku ulicy nie wyglądali na pomocnych. Wręcz przeciwnie. Jeden zapytał się czy może mnie poprosić o dowód tożsamości, na co ja nie wiedząc co odpowiedzieć pokręciłem przecząco głową.
- To mamy problem kolego. Wstawaj, pojedziesz z nami na komisariat – na pewno wiedziałem już, że nie chce iść z pierwszymi, lepszymi czubkami w granatowych ubrankach. Od początku źle im patrzyło z oczu. Wstałem jednak ociągając się i postanowiłem przy najbliższej okazji uciec. Nie wiem gdzie. Będę biegł przed siebie póki nie zabraknie mi sił. A potem? Znajdę kogoś komu mogę zaufać i powie mi gdzie się znajduję. Zacząłem biec, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo jeden z mięśniaków chwycił mnie za nijakiego koloru koszulkę i spętał ręce jakimś żelastwem.
- Puszczaj czubie! – zacząłem się wyrywać, a że nie przynosiło to żadnych rezultatów to dałem za wygraną pozwalając im wcisnąć się do wozu z napisem policja.
- Gdzie wy mnie wieziecie?
- Jednak potrafisz mówić co? Trzeba było tyle nie pić i wrócić do domu o właściwej porze, a nie szlajać się po nocy
- Dupek – burknąłem pod nosem czego na szczęście żaden z nich nie usłyszał. Wydawało mi się, że jedziemy tam godzinami, a moją złość przerwała myśl w mojej pustej jak czarna dziura, głowie. Kim był ów głos, który słyszałem zanim znalazłem się w tym podłym świecie? Był na pewno męski, twardy i stanowczy, ale nie przypominał mi nikogo kogo mogłem znać. Chyba, że to kolejny wymysł mojej bujnej wyobraźni.



Witam wszystkich na moim nowym (drugi z kolei) blogu i zachęcam was do komentowania, odnośnie pierwszego rozdziału. 
Szablon wykonała DaFne z Wyimaginowanej Grafiki.